Od piątku do niedzieli fajczarze z rodzinami przebywali w miasteczku kowbojskim Westernland w Józefowie koło Chocza. Organizatorzy, czyli Ariergarda Fajczarzy i Aficionados od piątkowego popołudnia przygotowywała wszystko do sobotniego konkursu, czyli ważyła tytoń konkursowy (wybrany drogą plebiscytu spośród dwóch tytoni), przeprowadziła krótkie walne zebranie, na którym wybrała kolejnego członka swojego korpusu oficerskiego – kamerlinga AFA Bartosza Blija, no i oczywiście czyniła honory domu m.in. wymieniając własne napitki na napitki przywiezione przez przybywających na imprezę gości.
Piątkowe zabawy, rozmowy w grupach i podgrupach trwały do sobotniego wczesnego poranka, a już o 10.tej, po śniadaniu rozpoczął się dzień drugi Fajkowego Ariergarden Party. Doliczyłem się 32 osób obecnych, w tym 18 uczestników konkursu w wolnym paleniu fajki. Nagrodę dla zwycięzcy ufundował Michał Pawlak, który przyjechał pokazać swoje nowe dzieła fajkowe. Fajki na drugie i trzecie miejsce to z kolei sprawka Jacka.
Tytoń (po dwa gramy dla uczestnika, rozważony dnia poprzedniego przez naszego kamerlinga :)) pojawił się na stołach, paliliśmy we własnych fajkach. Każdy przygotował sobie fajeczkę i na znak sędziego zawodów (czyli Jacka) wystartowaliśmy. Zwycięzcą okazał się Bartek Blij, palący przez 1 godzinę 18 minut i 3 sekundy. Drugie miejsce przypadło Januszowi Morozowi – 40 minut i 21 sekund. Trzecie miejsce na podium zajął Maciej Maciejewski z czasem 39 minut i 12 sekund.
W międzyczasie rzucaliśmy nożem i toporkami do celu, jeździliśmy na byku mechanicznym. Albert przygotował pokaz płonącego lassa i sztuczki z biczem. Kolacja w postaci zupy, kiełbasy i sałatki (coś tam nie do końca zadziałało, bo obok była jeszcze impreza na 90 osób i zaczęło brakować różnych rzeczy np. zupy pomidorowej) oraz ognisko, na którym także kiełbaski się piekły (dopóki nie przyszedł pan z wiadrem ale to około północy), śpiewy i tańce trwały do późna. Nie mogło zabraknąć akcentu sportowego i po północy pobawiliśmy się świecącymi lotkami w badmintona i tu ukłon w stronę Gosi za użyczenie niezbędnego sprzętu.
W niedzielę po śniadaniu jeszcze ostatnia fajeczka, ostatnie rozmowy i przy akompaniamencie lekkiego deszczu rozjechaliśmy się do domów. Nadmienię, że pogoda nam sprzyjała prawie do samego końca. W prognozach miało być oberwanie chmury i nawałnica, ale przeszła ona na szczęście bokiem.
Zdjęcia z imprezy dostępne są w naszej galerii.